Po długich negocjacjach, może i nawet "przepychankach" na ostatnią zasiadkę wybraliśmy jeziorko, na którym byliśmy już parę razy, lecz które w ostatnich czasach zrobiło się lekko tłoczne.
Załatwiliśmy sobie wjazd na miejscowy ośrodek, zezwolenia na wędkowanie, spakowaliśmy się i wio.
Dzień przywitał nas ciepło, zewsząd byliśmy otoczeni wiszącą mgiełką. Rozbiliśmy namioty , w ogóle cały obóz rozbiliśmy.
Obóz stał, markery stały , wędki zarzucone. Nic tylko piwko w rękę wziąć, grilla rozpalić i zasiąść do "łowienia ryb".
Wieczorek minął całkiem sympatycznie, a noc jeszcze przyjemniej zwłaszcza dlatego że było to ciepła noc. Nad ranem mój prawy sygnał raz piknął a potem pojechał. Szybko odrzuciłem śpiwór, zdemolowałem drzwi od namiotu i wybiegłem na dwór a on jechał. Po czym poślizgnąłem się na mokrych liściach leżących na błocie lądując na kolanach. Nie przestałem jednak przeć naprzód, bo jechał. Pełzłem na kolanach . do samej kładki. Tam wstałem zrobiłem trzy kroki i znalazłem się przy wędkach- jechał dalej , chwyciłem za wędkę.
Walczył w linii prostej , nie uciekał na boki. Dlatego też nie trzeba było po niego wypływać na jeziorko. Troszkę się poprzeciągaliśmy i Czarnyy pięknie Go podebrał.
Fajny był, pełnołuski taki. Waga pokazała po wytarowaniu 15,400. Parę okolicznościowych fotek i poszliśmy wypuścić go do wody (film w dziale filmy na carpholic.pl).
Następnej nocy pojawiły się leszcze. Ciągały kulki "z góry na dół" . Czarny złowił nawet dwie ładne łopaty a ja linka, który połakomił się na kulkę 24 mm.
Wszystkie rybki zostały uwiecznione na fotkach , po czym wróciły do swojego podwodnego świata.
Niestety jak to bywa na rybkach po pięknych dwóch dniach przyszedł potężny wyż i rybki przestały żerować. Rano widać było niewyjedzone kulki leżące na dnie. Do tego czołowy przedstawiciel Okręgu PZW wypłynął łódką na spinning - zobaczył nasze markery na wodzie i zwyzywał nas od najgorszych bo pół jeziora zajmujemy.. Groził przy tym, że naśle na nas straż aby nam dokumenty sprawdziła i zezwolenia na łódkę. Żenada... Nie wspomnę o tym, iż w ostatni dzień zasiadki - w niedzielę dokupiłem Czarnemu zezwolenie na dzień bo kończyło mu się o świcie - by nie musiał zwijać się w pośpiechu rano. Okazało się jednak, że opiekujące się koło wędkarskie miało zawody tego dnia i mimo to sprzedawało zezwolenia na wędkowanie. Pół jeziora było wolne, ale nasze kładki musiały być wykorzystane - jakie to Polskie! Nikt nie przyszedł wcześniej poinformować że są zawody tylko od razu z wędkami ładowali się na kładki.
To była nasza ostatnia zasiadka na tej wodzie...
Z pozdrowieniami znad wody
the_Animal
STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY