Kiedy po raz pierwszy obejrzałem filmy "Wędkarstwo moje hobby: Operacja Sam Sum" oraz "Wędkarstwo moje hobby: Wyprawa na sumy" zapragnąłem pojechać nad Ebro i na własne oczy zobaczyć tą przepiękną rzekę i stanąć oko w oko z wąsatymi potworami. Marzenia te zacząłem realizować w kwietniu 2011 roku, kilka dni po moich 30-tych urodzinach. Wraz z Karolem, z którym byłem już w Szwecji, a także z kilkoma wędkarzami z całej Polski wyruszyliśmy na wędkarską eskapadę. Od Raju dzieliło nas tylko ok. 2300 km...
W Mequinenzie byliśmy koło południa. Potem minęliśmy Caspe by skierować się do Playas de Chacon, czyli dokładnie tam, gdzie ekipa Wędkarstwo Moje Hobby miała swoją bazę. Pamiętam pierwsze wrażenie kiedy stanąłem nad brzegiem Ebro. Byłem w ciężkim szoku widząc setki spławiających się sazanów. Oczy przecierałem ze zdumienia, wydawało się się po prostu niemożliwe...
i
Po pierwszym rozeznaniu terenu przyszedł czas na zakwaterowanie. Zamieszkaliśmy u Piotra, który udzielił nam kilku wskazówek. Okazało się, że sumy nie żerują zbyt ochoczo, nie łowiło sie ich zbyt wiele. Za to karpie i sandacze żerowały wyśmienicie. Zainteresowany byłem zwłaszcza sandaczami, gdyż wstyd się przyznać, ale w Polsce nie złowiłem do tej pory wymiarowej sztuki...
Swoje połowy rozpocząłem od spinningu. W kilkunastym rzucie przytrzymanie, które skwitowałem zacięciem. Siedzi! Pierwszy sandacz melduje się w łodzi. Sandaczowa klątwa została zdjęta. Odtąd łowienie tych przepięknych drapieżników szło mi całkiem sprawnie. Kilka pięknych sztuk złowili również moi towarzysze, pojawił się też pierwszy wymiarowy sumek. Pływając po łowisku obserwowałem chowające się przed słońcem karpie. Było ich naprawdę bardzo dużo...
W międzyczasie wraz z Karolem przygotowaliśmy sobie karpiowe łowisko. Do wody powędrował pellet halibutowy, który okazał się być rewelacyjną zanętą i przynętą na sazany. Na pierwsze branie nie trzeba było czekać zbyt długo. Pierwszy dziki karp został wyholowany. Można było wracać łowić sandacze.
W zasadzie powinienem napisać "oglądać sandacze kolegów", gdyż jednego przedpołudnia nie złowiłem ani jednej sztuki. Na dodatek koledzy z łodzi zaliczyli po dwa sumki, takie w granicach 10-12 kg. Czyżby znowu jakaś klątwa zawisła nade mną ? Wróciłem nieco podłamany, na pocieszenie zostały mi sazany.
Niegdy bym nie powiedział, że dziki karp może być taką silną rybą. Sztuki nawet poniżej 10 kg wykazywały się tak wielką siłą, że moja karpiówka była zgięta cały czas w pałąk a sprzęgło kołowrotka pięknie grało przy każdym odjeździe sazana.
Poranki nad Ebro były równie piękne jak zachody słońca. Do tego setki spławów sazanów... Jednak nie samymi rybami człowiek żyje. Wybraliśmy się zatem w kilka osób do Caspe na zakupy i piwko. Ja byłem kierowcą, chłodziłem się więc piwkiem bezalkoholowym przegryzając zasoloną rybkę. Zresztą nie tylko takie rybki jadliśmy. Bezpośrednio na łowisku przyrządzaliśmy sandacza, który z chlebem i piwem smakował rewelacyjnie.
Wieczorem tradycyjnie zasiadka karpiowa. Trzecia, okazała się być wyjątkowa. W łowisko weszły większe karpie. Nie mieliśmy wagi więc nie wiemy ile miały kg. Najdłuższy karp złowiony przez Karola miał 101 cm, mój największy 95. Zdarzało się, że brania mieliśmy jeden po drugim, stąd też nie było kiedy robić rybom zdjęć. Istny sazanowy amok!
Dwa ostatnie dni pobytu postanowiłem spędzić na spinningowaniu i zwiedzaniu knajp w Caspe :) Chciałem złowić suma, ale niestety się nie udało. Trafiliśmy natomiast na wspaniałe sandaczowe łowiska, z jednej miejscówki potrafiliśmy z kolegą wyjąć po kilka sandaczy. Istny raj! Odwiedziliśmy też obóz Polaków, którzy łowili sumy. Pokazali nam jak się to właściwie robi, jak zbroi zestawy i jak holuje suma 40-50 kg. Porównałem to do mojego sprzetu i ... pomyślałem by na przyszłość zainwestować parę złotych w sprzet sumowy, jeśli chcę łowić takie sumy jak oni.
Tydodniowy pobyt nad Ebro nie przyniósł wprawdzie holów i ryb jak na oglądanych przeze mnie filmach wędkarskich, jednak bardzo mile wspominam tą wyprawę. Złowiłem sporo sandaczy i sazanów, których hole będę długo wspominał. Wyjątkowo cieszę się z pierwszego wymiarowego sandacza, po którego musiałem jechać aż ponad 2300 km. Mam nadzieje, że złe fatum mnie opuściło i w kraju również zacznę łowić wymiarowe sztuki. A na sumy z Rio Ebro przyjdzie jeszcze czas. Przede wszystkim Ebro musi wrócić do swojego pierwotnego koryta, bo na czas naszego pobytu przypadł czas bardzo wysokiego poziomu wody w rzece i ogólnie z sumami było kiepsko. Ten stan potwierdzali rówież inni wędkarze. Nie oznacza to jednak, że sumów nie łowiono. Ktoś, kto znał się na rzeczy wiedział gdzie szukać wąsatych bestii. Innym sposobem było długotrwałe nęcenie łowiska pelletem. W taki właśnie sposób złowiony został przez Czechów sum o wadze 105 kg. Ryby nie widzieliśmy, ale słyszeliśmy o tym z wiarygodnego źródła. Było też kilka sumów powyżej 100 kg złowionych w Mequinenzie.
Podsumowując - rzeka Rio Ebro to prawdziwy raj dla wędkarzy. Raj do którego trzeba wracać by bić wszelkie rekordy. Ja tam na pewno wrócę, by stanąć oko w oko z Królem Rio Ebro - sumem.
z pozdrowieniem:.... grubyzwierz
STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY