Spotkaliśmy się na początku czerwca. Jeziorko już wcześniej obrane, lekko wcześniej zanęcone. Pogoda jednak, którą zapowiadali nie wróżyła dobrych brań. Spotkać się jednak zawsze można.
Po dotarciu do celu zwaliliśmy z samochodów tony bagażu, po czym zaczęło się żmudne stawianie kilkudniowego obozowiska. Namioty, parasole, łóżka, fotele.... W międzyczasie piwko . Ze dwie godzinki pękły jak nic. Okazało się też, że blisko nęconego miejsca siedzi w trzcinach miejscowy wędkarz co wykluczało póki co rozeznanie wody i postawienie tam zestawów. Czyli noc z głowy. A że dawno się nie widzieliśmy to "cytryna" i NOWOŚĆ - "grejpfrutówka" poszły w ruch.
Rano wywaliliśmy wszystko do nęcenia i po spływaniu wody z echem - wytypowaliśmy dwa miejsca gdzie zaczniemy łowić. Dno było twarde, dość blisko trzcin i zatoczki z kapelonami Parę zwalonych drzew i kołki po starym pomoście zapowiadały dobrą miejscówkę.
Trochę kulek, kukurydzy z konopią i peletu poszło do wody. Na to zestawy i nadeszła noc.
W sumie to dopiero położyliśmy się w namiotach, gdy około 22.30 zagrał sygnał Czarnego. I choć dobiegł szybko to rybka zaparkowała już w zielsku. Hol to było pompowanie. Ciągłe. Bo co karpik wyszedł z jednego zielska to ładował się zaraz w drugie. Mimo tego zapakowaliśmy go po 10 minutach do podbieraka. Śliczny pełnołuski ponad pięciokilowy karpik. Szybka sesja zdjęciowa i do wody - by się nie męczył.
Potem trzeba było zwodować pontonik i wywieść zestaw. O 4.50 Czarny ma drugi odjazd. Podobny scenariusz i drugi karpik ląduje na macie. Ten lekko mniejszy - ok. 5 kg. Czarny zapakował go do worka by zrobić lepszą fotkę przy lepszym świetle. Po czym polecieliśmy spać..
Rano wyszło słoneczko więc szybko karpika z worka na matę. Waga, parę zdjęć i do wody ( kiedy go ważył - krzyknałem: - Boże! Czemuś Go stworzył takim tytanem ;P).
Zapowiadało się fajnie, jednak po około godzinie od ważenia drugiej rybki zmieniła się diametralnie pogoda. Przyszedł wyż, odwrócił się wiatr a na wodzie zrobiła się flauta. Rybki przestały żerować. Przez następne dwa dni próbowaliśmy wszystkiego, jednak bezskutecznie.
Słuchaliśmy też przez radio meczu Polska : Grecja . Gdzie komentator opowiadał, jak to Greccy bogowie, niczym rybacy płynący na wyspę Rodos , by sprzedać swoje rybki na targu - spokojnie brnęli, przez Polskie szeregi piłkarzy by strzelić nam gola .....
z pozdrowieniem z nad wody - the_animal
STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY