Rozwalony w fotelu, wpatrzony w tlące się, hipnotyczne pachnące ognisko. Otulony odgłosami nocy siedzę i czekam. W oddali na wodzie kwilą kaczki, które zawsze mają coś do powiedzenia, choć najczęściej się z nas śmieją - ha ha ha, z tyłu gdzieś na drzewie odezwał się puchacz. Noc już trwała jakiś czas jednak woleliśmy siedzieć zakopani w fotelach w piwkiem w ręku i chłonąć. Cisza...
Czym jest dla mnie karpiowanie? Nie wiem! Jednak czasem, gdy sygnalizator zagra, po emocjonującym holu, przyspieszonym biciu serca, krótkiej sesji fotograficznej, kiedy stoisz z Nim w wodzie.
Z Nim - wyrwanym z głębin karpiem, którego musiałeś się nakombinować, aby go przechytrzyć. Kiedy tak stoisz trzymając Go w wodzie, czekając na to aż odpłynie.
I gdy czujesz jak nagle drgnął, pobudzony, ożywiony. Już wiesz, że On też już wie. I gdy Go puszczasz i patrzysz, jak spokojnie, majestatycznie odpływa, jak by pozwalając na to abyś widział Go jak najdłużej - ciarki na plecach, a każda sekunda wiecznością. Trawy ukwiecone latem, rozpalone słońcem szyszki pachnące żywicą, brzegi jezior zarośnięte aromatycznym tatarakiem przebijanym gdzie niegdzie przez kocimiętkę. Te trzciniaki, które wiecznie świergolą - nie zapominam ich nawet zimą. Przyroda. Śpieszmy się kochać przyrodę, śpieszmy się kochać przyrodę, bo co raz mniej jej dookoła... Nazwa naszego Teamu - Carpholic. Uzależnieni od karpiowania. Z niczego to się nie wzięło. Kiedy wracam do domu po czterech, pięciu, czasem sześciu dniach zasiadki. Po prostu się duszę mieszkaniem. Brakuje mi przestrzeni i powietrza. Zachodów słońca, wieczornej flauty na jeziorze. Brakuje mi świergolenia ptaków a czasem i bębniącego deszczu o dach namiotu. Brakuje mi ogólnie wszystkiego tego tak jak by mnie od tego ktoś odciął nagle. Codzienne problemy nie są tak ważne jak wybór miejsca na położenie zestawów, jak wybór haczyka i tego, co założę na włosa. Uzależniony od karpiowania. Inni nazywają to Sensem życia a jeszcze inni jeszcze inaczej. Sprowadza się to wszystko i tak do jednego. Do radości spotkań, ucieczki z miasta, zapomnienia się w przyrodzie. Ciszy! Karpiowanie to spotkania też z moim przyjacielem, z którym to już od dobrych paru ładnych lat starzejemy się razem na rybach. Spotkania z innymi karpiarzami też są wspaniałą chwilą, kiedy to przy ognisku można powymieniać spostrzeżenia, powspominać minione chwile, pochwalić się złowionymi rybkami. Czy też poopowiadać o najlepszych holach. Tak, więc pisząc te parę słów sam przed sobą dochodzę do wniosków ile tak naprawdę znaczy dla mnie karpiowanie. Czym jest? Całym życiem!!! Pamiętam swoje początki, kiedy po raz pierwszy dobrych parę lat temu pojechałem do Czarnego pod Jelenią Górę by zasiąść u niego na jednej z wód za karpiem. Wtedy myślałem, że to będą tzw. karpiki wigilijne. Tydzień nęcone przez niego łowisko spowodowało to, że faktycznie chyba wszystkie karpiki z jeziora spłynęły w nęcone miejsce. Brały na wszystko. Na pickera, odległościówkę, na pierwsze kulki z gruntu i na gotowaną kukurydzę. Sygnalizatory grały walca cały czas. Zabawa była przednia. I choć nie złowiliśmy wtedy nic konkretnego - zachorowałem. Zaraz po powrocie kupiłem pierwsze wędki i z chłopakami od spiningowania usiedliśmy na moim nęconym miejscu. Sypałem kulkami, które sam zrobiłem obczajając jakieś portale wędkarskie o smaku bananowym. Zasiadka była jedno nocna. Jeszcze bez namiotów i całego tego majdanu. Spałem na fotelu opartym o drzewo. O 24 z groszami pojechał. Baranie było na mojej wędce. Z bijącym sercem, drżącymi rękoma udało mi się wyholować swojego pierwszego karpia, który jak dla mnie od razu okazał się potworem. Miał równo 9 kg. Szał. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Przybyło trochę sprzętu, którego dokupywanie nigdy się nie kończy. Obozowiska wyglądają jak by człowiek miał zamiar spędzić tam miesiąc :-) Jest dobrze, chyba zawsze czegoś takiego szukałem. Teraz, gdy przyjeżdżamy nad wodę, jak najszybciej staramy się rozbić obóz. Aby usiąść w końcu i zrobić psssst. Wlać zimniutkiego browara w gardło opijając nasze kolejne spotkanie na łonie przyrody. I cieszyć się tymi chwilami, bo jest ich naprawdę, co raz mniej w naszym życiu. Ach i zapomniałbym o kawie. Czym że były by zasiadki bez porannej aromatycznej kawy, którą czasem zaparzy towarzysz niedoli a czasem ja jemu zaparzę. Ta kawa, ta chwila po przebudzeniu, kiedy można pomyśleć nad minionym wieczorem, nocą i nad nowo wstającym dniem, w którym nie trzeba jeszcze jechać do domu. Tak! Karpiowanie jest dla mnie także tą chwilą. Czy złowienie ryby jest sprawą priorytetową? Myślę, że niekoniecznie. Zdarzało się nam wrócić o kiju. Czasem spowodowane było to zbyt wysokim ciśnieniem, czasem naszymi nikłymi jeszcze umiejętnościami, ale jakoś nikt się do tej pory nie zraził a nawet odwrotnie. Co robić, aby złowić karpia? Kombinować, kombinować i jeszcze raz kombinować. Wymyślać teorie spiskowe. Próbować myśleć jak On. Co by zjadł, gdzie popłynął? I dlaczego akurat w nasze łowisko? Nawet wybierając miejsca na nasze zasiadki staram się pogodzić wszystko do kupy. Przyjeżdżam wcześniej, oglądam miejsce na obóz. Miejsce na stojaki do wędek i ponton, - jeśli można. Oglądam i myślę jak wyglądać ma nasze wędkowanie. Ten kawałek czasu, który razem spędzimy razem. Nie może być lipy.
Czy miejsce ma alternatywne łowiska, czy da nam to wszystko, o czym pisałem wcześniej. Ciszę! Ognisko wieczorem! Spokój! Kawę z rana, piwko z wieczora, przestrzeń - to wszystko to też karpiowanie!!! Pii.....piiiiiiiiiiii.....piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii...................
z pozdrowieniami
The_animal
STRONA GŁÓWNA => WYPRAWY